trouble, trouble...

trouble, trouble...

Cześć...

Długo się nie odzywałam...
Dlaczego?
Ostatnio nie miałam nastroju... do niczego.

Nie wiem od czego by tu zacząć... 

Może napiszę wprost.

Mój były facet mi ciągle chodzi po głowie!

Nie rozumiem dlaczego? Przecież z nim zerwałam!

Poznaliśmy się w serwisie samochodowym. Tam przez 3 miesiące pracowałam przy obsłudze klienta. Przyjechał wymienić opony na zimowe. Hahaha! Od razu wpadł mi w oko! Ja oczywiście jemu też. Czułam na sobie jego wzrok. Obserwował mnie. Gdy wychodził wymieniliśmy się spojrzeniem. Minęło 10 minut, zadzwonił do mnie na służbowy i zapytał czy nie poszłabym z nim na kawę. Zostawił mi swój numer, prosił żebym się do niego odezwała.. a ja co? Nic. Owszem, spodobał mi się ale stwierdziłam, że nie jestem jeszcze gotowa na "randki". Byłam wtedy półtora roku po rozstaniu z facetem, z którym byłam 4 lata... To była moja pierwsza miłość. Rozstanie bardzo mocno przeżyłam dlatego od tamtej pory staram się być ostrożna. Wmówiłam sobie, że związki nie są dla mnie.
Tydzień minął... a do serwisu przyjeżdża kurier z kwiatami i kawą! Wiedział komu je wręczyć bo byłam jedyną dziewczyną w zespole. Był też liścik z napisem w stylu, że może tym razem się uda mu się mnie przekonać.
Zaskoczył mnie! Totalnie wybiło mnie to z rytmu. Postanowiłam do niego napisać i...tak o to, złapaliśmy ze sobą kontakt. Pisaliśmy do siebie częściej, aż w końcu doszło do spotkania! Stresowałam się, on w sumie też.  No ale "randka" się udała! Było cudownie.. Wróciłam do domu cała w skowronkach! Minął miesiąc, potem drugi... i zaczęło się coś między nami dziać. Zaczynałam dostrzegać jego wady, jedne mniej, drugie bardziej irytujące. Po pół roku intensywnego spotykania się stwierdziłam, że to nie jest facet dla mnie. Często się kłóciliśmy, nie rozumieliśmy, ja mówiłam swoje, on swoje... był płacz - w sumie wtedy tylko z jego strony. Męczyłam się i potrzebowałam to zakończyć i zrobiłam to.
Na początku czułam ulgę. Wreszcie miałam czas dla siebie. Częściej spotykałam się ze znajomymi. Tego mi brakowało ale przychodziły takie dni, gdzie siedziałam sama w domu.. i wtedy zaczynało się rozmyślanie i wracanie do tego co było. Przecież tak ogólnie to potrafiło być miło... Hihi! Czemu by nie spróbować jeszcze raz? No i się zaczęło...  Pisałam, prosiłam o spotkanie, delikatnie tłumacząc mu, że... zerwanie z nim było zbyt pochopne i nieprzemyślane. Nie chciał tego słuchać. Nie mógł mi tego darować. Czuł do mnie złość. Widziałam, że powrót nie będzie taki łatwy. Mimo to, próbowaliśmy... Ja robiłam wszystko żeby dać mu do zrozumienia, że chcę z nim być i próbowałam spędzać z nim jak najwięcej czasu ale czułam w głębi, że to już nie jest ten sam facet co kiedyś. Zobojętniał. Odpuścił... Po pewnym czasie zrozumiałam , że to nie ma sensu. Nie wytrzymałam. Powiedziałam - dość. Zrobiliśmy sobie dłuższą przerwę... nie odzywałam się przez miesiąc, on też nie szukał kontaktu ale wiedziałam, że się prędzej czy później odezwie... i bach!
Dostałam wiadomość z pytaniem " Co słychać?" Ucieszyłam się! Czekałam na tą wiadomość, jak głupia. Niestety byłam w trakcie kończenia butelki wina. Najpierw zjechałam go za to, że się przez tyle czasu nie odzywał, ale po chwili mi przeszło. Chciałam go zobaczyć. Głupia babo! Przecież nic z tego nie wyjdzie! Nie możesz się tak traktować - doradzali. Czułam, że moja głowa powoli zaczyna eksplodować..
Oczywiście spotkałam się z nim. Oczywiście było cudownie. Stęskniłam się... naprawdę! Wydawało mi się, że coś się zmieni po tym spotkaniu na lepsze... no ale gdzie tam! Nic się nie zmieniło! Poczułam się, jakby mi ktoś mocno dał w ryj. Czułam, że ta nasza relacja zaczyna być śmieszna. Ci co znali tą historię, mówili mi, żebym dała sobie spokój. Ale łatwo się mówi!!! 
To był jakiś koszmar... Wkurwiał mnie we wszystkim chyba a ja..  Haha! Ze mną jest naprawdę coś nie tak. Zawsze się wkopię w związek, który mnie niszczy. Pierwszy trwał aż 4 lata (schudłam wtedy z 8 kg, ha ha widzicie, umiem dostrzec  jakieś plusy!) drugi prawie rok,..
Gdy już straciłam nadzieję, pojawił się On! Poznaliśmy się jakiś rok temu na ślubie mojej siostry. Przyszedł sam, ja też nie miałam osoby towarzyszącej, podpytałam mojej siostry kto to jest  bo nie ukrywam, że wpadł mi w oko...  To był przyjaciel jej męża, dodała od razu, że ma dziewczynę! Aha, aha, fajnie, fajnie - pomyślałam.
Zawsze piach w oczy! Zawsze! Ha ha!
Gdy po ślubie przyszedł się pożegnać przeszedł po mnie jakiś prąd! Tak, śmiejcie się... ale po prostu coś mnie "strzeliło"! Czułam, że to nie będzie nasz ostatnie spotkanie.
Dwa tygodnie później, siostra wyskoczyła z propozycją pójścia na koncert kolegi Rafała, co się okazało, to był koncert kolegi, którego poznałam na ślubie! Tak, tak... Oczywiście, że pójdę - powiedziałam! Pamiętam, że się wtedy troszkę stresowałam. Koncert bardzo fajny. Po nim posiedzieliśmy jeszcze trochę ale nie udało mi się z nim zamienić żadnego słowa. Zerkaliśmy na siebie, Gdy przyszedł czas pożegnania, podał mi rękę, a ja przytrzymałam jego uścisk i dałam mu tym do zrozumienia, że "jest coś na rzeczy" ha ha! Jak zwykle... zaczepna! Po alko jestem bardziej odważna. Następnego dnia dostałam wiadomość od niego, że nie może przestać myśleć o tym co się wydarzyło podczas pierwszego naszego spotkania (okazało się, że na ślubie miał takie same ciary jak mnie zobaczył jak i ja gdy go ujrzałam), oraz po koncercie... Stwierdził, że by sobie do końca życia nie darował gdyby nie spróbował... Czytałam jego wiadomość i oczy mi się coraz szerzej otwierały! Dostałam zaproszenie na kawę. Odmówiłam! Co miałam zrobić? Co z tego, że mi się spodobał? Miał dziewczynę! Postanowiłam go zbyć, choć tak naprawdę tego nie chciałam. Jezu! Dlaczego to wszystko musi być tak skomplikowane? Dlaczego ja zawsze trafię na taki przypadek!
Napisałam do niego krótko i na temat. Ne byłam przyjemna ale chłopak zrozumiał to co miałam mu do powiedzenia. Nie ciągnął tematu, przeprosił...choć w sumie zaproponował głupią kawę! i ślad po nim zaginął.
Minął rok i dostaje od szwagra zaproszenie, że nagrał nową płytę, akurat miałam wtedy słaby dzień... (podjęłam wtedy decyzję, że już nigdy więcej nie napiszę do mojego byłego).Wieczorem otworzyłam winko i włączyłam jego płytę.. która wbiła mnie w ziemię! Idealnie wpasował mi się wtedy w ten beznadziejny wieczór. Wychillowałam... o niczym nie myślałam. Po prostu się wyłączyłam. Słuchałam tej muzyki i wszystko wróciło! Tzn, on wrócił. Jego spojrzenie na ślubie, później na koncercie... te wszystkie "ciarki", to było coś niesamowitego. Dopijając kolejną lampkę wina, postanowiłam napisać do niego i pogratulować mu płyty... Napisałam, że idealnie się wkomponował w mój nastrój. Ładnie podziękował... Minął kolejny dzień i dostaje od niego wiadomość,..
No i się zaczęło... Wiadomość, za wiadomością. Pisaliśmy ze sobą do drugie nad ranem..
Spotkaliśmy się następnego dnia, on miał wolne, ja zrobiłam sobie przerwę w pracy. Spędziliśmy dwie godziny ze sobą! Ładna mi przerwa, ha ha! Wspominałam mu, że biegam, zaproponował mi swoje towarzystwo, nie odmówiłam. I tak minął mi tydzień z nim... To był szalony tydzień. Dzięki niemu przestałam myśleć o byłym. Wbił mi do głowy, że zasługuje na kogoś lepszego! Napisał żebym pamiętała o sobie... Aaaaaaaa!!! Dawno nie czułam się tak jak przy nim! Potrafił mnie rozśmieszyć, potrafił wysłuchać, doradzić, po prostu był... jak go potrzebowałam ;)
Wiedziałam jednak, że nasza relacja nie jest tylko koleżeńska... a on nadal miał dziewczynę! Musiałam z nim o tym porozmawiać...

To była ciężka rozmowa ale o tym później... :) Teraz zbytnio nie mam czasu!

Odezwę się wieczorkiem! Buziaki :*


Copyright © 2014 monkeywrites , Blogger